czwartek, 26 lipca 2012

Nuśka: Opowiadanie cz. 1

Hej wszystkim!

No więc, w końcu coś piszę, bo Tala już wczoraj prawiła mi kazanie przez 3 godziny, że mam coś napisać, a ja wolę się jej nie narażać, bo potrafi być naprawdę groźna *o*.
Nie jestem pewna, czy pisanie tutaj opowiadania to dobry pomysł, bo ten blog naprawdę będzie o wszystkim, a chyba nie o to chodzi. Mimo to, spróbuje napisać kilka rozdziałów i zobaczymy co z tego wyjdzie. No więc.....Miłego czytania (tak myślę xD)!!


Cz. 1

Wszystko zaczęło się pewnego październikowego wieczora. Wracałam z pracy w  małej kawiarni na rogu, niedaleko mojego domu. Byłam wtedy strasznie wkurzona, mokra, a na mojej koszulce widniały dwie ogromne plamy. Jedna z kawy, druga z soku porzeczkowego, więc do niczego się nie nadawała.
Deszcz padał już od kilku dobrych godzin, i chyba nie zamierzał  przestać jeszcze przez jakiś czas. Oczywiście, nie wzięłam ze sobą parasola, bo kiedy wychodziłam z domu świeciło słońce, ale przecież w Luizjanie można spodziewać się wszystkiego. Moje trampki zmieniły kolor z czarnych na brązowe, i mlaskały głośno przy każdym kroku, a włosy były w opłakanym stanie. 
Wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Stał oparty o swój czarny motor, w skórzanej kurtce, wytartych jeansach i ciężkich butach. Ciemne włosy okalały jego twarz, a brązowe oczy, które mogłam ujrzeć mimo takiej pogody, świdrowały mnie wzrokiem tak, że poczułam ciarki na plecach. 
Wzięłam głęboki oddech, i starałam się oglądać jak najpewniej (na ile to było możliwe w takim stanie) więc podniosłam głowę do góry i dumnie ruszyłam w jego stronę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nagle nadepnęłam na swoją sznurówkę, i wylądowałam tuż przed nim z wielkim hukiem.
Chłopak parsknął śmiechem i nawet mi nie pomógł, więc sama jakoś się podniosłam i spojrzałam na siebie z niedowierzaniem. Od zawsze wiedziałam, że mam większego pecha niż inni , albo po prostu jestem niezdarna, ale to już była przesada jak na jeden dzień.
Po chwili przeniosłam wzrok na niego. Nadal uśmiechał się z pogardą, a jego oczy były przymrużone, i wyglądał jak jakiś morderca psychopata z filmów.
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie widziałam, a robiło się już ciemno, więc nawet gdyby chciał mi coś zrobić to nie miałabym nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Zaczęłam sobie przypominać lekcje samoobrony, które miałam kiedyś w szkole, i powoli sięgnęłam do kieszeni, a moje pięść zacisnęła się na kluczach. 
-czego chcesz? Spytałam go ostrym tonem.
-czekam na twojego brata. Powiedział powoli, jakby nie był pewny czy jestem na tyle rozwinięta żeby go zrozumieć.
Szczęka mi opadła. 
-dlaczego?
-Jezu, dziewczyno, aleś ty upierdliwa. Warknął. -powiedział mi, że mam na niego poczekać i powiedzieć ci żebyś mnie wpuściła, bo on się spóźni.
-huh?
Teraz to chyba naprawdę pomyślał, że jestem niedorozwinięta.
-zadzwoń do niego, jeśli mi nie wierzysz.
Tym razem to ja spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami, ale mogę się założyć, że nie miało to takiego efektu jak wtedy, kiedy on to robił. Nie spuszczając z niego wzroku wyciągnęłam telefon, i przykryłam go bluzą, żeby nie zmókł. 
-Wróciłaś już do domu? Odebrał mnie mój brat bez przywitania.
-tak jakby. Stoi tu jakiś koleś i mówi....
-a tak, Cato. Wpuść go proszę.
-to twój kumpel? Zdziwiłam się.
-tak, robimy razem projekt na historię sztuki. 
Rzuciłam Cato spojrzenie. Przyglądał mi się, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie mogłam sobie wyobrazić go, zajmującego się sztuką.
-Sorry, ale muszę kończyć. Powinienem być w domu za godzinę.
-Jasne. Mruknęłam i rozłączyłam się.
Bez słowa ruszyłam w stronę drzwi, i usłyszałam że ten natręt idzie za mną. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go bez słowa. Od razu rozsiadł się na sofie, jakby był u siebie.
-Mógłbyś chociaż ściągnąć buty? Zapytałam go z wyraźną nienawiścią w głosie.
Podniósł się leniwie, i rzucił buty w przedpokoju, a kurtkę zostawił na komodzie. Zamknęłam oczy i westchnęłam. 
Nikki, uspokój się. To kumpel Josha.
Ja też Ściągnęłam i buty i skarpetki, i przeszłam do łazienki. Cato oglądał telewizję. Przebrałam się w suche dresy i jedną z koszulek Josha, które mu ukradłam. Wysuszyłam włosy, i jakimś cudem je rozczesałam, mimo że chyba połowę z nich wyrwałam próbując, po czym wróciłam do salonu. Miał bluzkę z Metallici. Lubiłam ten zespół, ale postanowiłam się nie odzywać.
-głodny jestem. Masz coś do jedzenia? Rzucił do mnie.
-Dziwie się, że jeszcze sam sobie nie wziąłeś. Powiedziałam cicho.
-co?
-nic. 
Poszłam do kuchni i w ciszy zaczęłam robić obiad. Cato chyba znudziła się telewizja, bo ją wyłączył. Za to włączył wieżę i oparł się o framugę drzwi kuchennych. 
Zaczęłam cicho nucić piosenkę.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co znowu? Warknęłam na niego.
-Słuchasz Iron Maiden?
-Masz z tym jakiś problem? To, że nie ubieram się jak ty, wcale nic nie znaczy.
Zaśmiał się. 
-Coraz bardziej mi się podobasz. 
Nie odpowiedziałam. Naprawdę nie byłam w humorze żeby z nim rozmawiać.
-w każdym razie, pospiesz się. Rzucił i wrócił do salonu. Już więcej ani nie przyszedł, ani się nie odzywał. W końcu przyszedł mój brat, tym samym ratując mi życie.
Kiedy skończyłam robić obiad, już chciałam iść do piwnicy, ale Josh mnie zatrzymał.
-Hej, Nikki co cię ugryzło? 
-Chcesz wiedzieć, co mnie ugryzło?! Nie mam czasu na nic, muszę ciągle pracować, bo inaczej nie starczy nam na czynsz, albo na jedzenie, a na dodatek ty sprowadzasz sobie kolegów kiedy cię nie ma, a ja muszę ich niańczyć! 
Krzyknęłam i zbiegłam po schodach do mojej pracowni. Usiadłam przy moim kole garncarskim, ale czułam, że tego dnia nic nie stworze. 
Zajmowałam się ceramiką już od dłuższego czasu. Kiedy byłam mała, zawsze pomagałam mamie robić różnego typu wazy, wazony, filiżanki, talerze, lub po prostu coś na co miałyśmy ochotę. Wieczorami siadałyśmy przy wielkim kominku i patrzyłyśmy jak palą się nasze dzieła. Zawsze opowiadała mi ciekawe historie, a ja słuchałam jak zaczarowana. Kiedy oboje z tatą zginęli, nie chciałam nawet patrzeć na ''naszą'' pracownie, ale w końcu wzięłam się w garść i znowu niemal każdego dnia zasiadałam za kołem garncarskim. To było coś, czemu oddawałam się z miłą chęcią. Odcinało mnie to od reszty świata, i właśnie to chciałam robić w przyszłości. 
Jednak tamtego dnia, jedyne co robiłam, to siedziałam na ziemi i myślałam. Nad tym co było, co będzie...wszystkim. Śmieszne, jak jeden chłopak mógł zdenerwować mnie aż tak bardzo. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że trochę mu zazdroszczę tego, że jest taki szczery, (mimo że czasem nie jest to do końca na miejscu), że nie boi się być sobą. Może i nie znałam go długo, ale wiedziałam, że właśnie taki  jest. 
Potrząsnęłam głową, chcąc odrzucić od siebie te wszystkie myśli. W szczególności o nim. Nie miałam na to czasu.

* * *

Następnego dnia wzięłam sobie wolne w pracy. Była rocznica śmierci moich rodziców. Już trzecia, a ja nadal nie wierzyłam, że już nigdy ich nie zobaczę. Rano zrobiłam Joshowi obiad i zostawiłam w lodówce razem z notką, żeby sobie odgrzał jak wróci. 
Resztę dnia spędziłam w pracowni, robiąc wazon na kwiaty dla nich. Skończyłam go malować około 18 i w międzyczasie spakowałam się, a potem ruszyłam na cmentarz.
Postawiłam wazon z kwiatami na grobie, zapaliłam dwa znicze i trochę tam posprzątałam. Wiecie, powyrywałam niepotrzebne rośliny, które urosły, pozamiatałam i wyrzuciłam stare znicze. 
Kiedy w końcu mogłam spokojnie usiąść, wyciągnęłam notes i długopis, i zaczęłam pisać list do moich rodziców. 
-ze wszystkich ludzi na świecie, nie sądziłem, że spotkam tu ciebie. Usłyszałam za sobą.
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to, ale i tak to zrobiłam. 
Cato stał za mną, znowu uśmiechając się demonicznie.
Boże, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie karasz?
-co ty, śledzisz mnie? Zapytałam od niechcenia, nie oczekując odpowiedzi.
A szczególnie nie oczekiwałam, że usiądzie koło mnie.
Spojrzał na grób moich rodziców.
-Co się stało?
-Wypadek samochodowy. Tata zginął na miejscu, a mama w szpitalu.
Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale powstrzymałam się od płaczu. Przez ostatnie trzy lata stałam się w tym bardzo dobra. 
-a ty, dlaczego tutaj jesteś?
Rozciągnął się tak, jakby dopiero wstał.
-cisza, spokój. Zero ludzi, którzy coś ode mnie chcą, lub czegoś oczekują. Można pomyśleć. No i ciekawe towarzystwo. Odpowiedział spokojnie, a przy ostatnim zdaniu uśmiechnął się.
Przewróciłam oczami, ale kąciki moich ust też lekko uniosły się ku górze. 
Nagle jego telefon zawibrował głośno. Przeczytał sms-a i natychmiast wstał, a jego twarz stała się ponura.
-muszę iść. powiedział i odszedł szybkim krokiem. Patrzyłam jak zniknął w bramie i usłyszałam silnik motoru.  
Wróciłam do pisania mojego listu, ale nie mogłam się zdecydować o czym napisać.
Na cmentarzu robiło się już coraz ciemniej. Widziałam kilka rodzin, jak odwiedzały swych bliskich i modliły się do nich. Jedna dziewczynka położyła swojego misia na grobie swojego taty, a pewien z mężczyzna płakał przez dobrą godzinę, by później odejść ze spuszczoną głową.
Pomyślałam, że to smutne. Straciłam obojgu rodziców na raz, i wiem jak się czuli. A jednak, kiedy patrzy się na to z boku, to wszystko wydaje się takie szare, a ludzie bezbarwni. 
Po jakimś czasie, cmentarz naprawdę opustoszał. Nie przeszkadzało mi to, w końcu sama tego chciałam.
-no proszę proszę...kogo my tu mamy? 
Spojrzałam w bok, i ujrzałam trzech chłopaków. Patrząc na ich sylwetki i głosy, mieli może 18-19 lat. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że wszyscy mieli na sobie kominiarki.
Zaczęłam zastanawiać się co zrobić. Nie miałam szansy uciec, bo zanim odwinęłabym się z mojego koca, już dawno by mnie złapali. Walczyć też nie mogłam. Z jednym miałabym szanse, ale nie z trzema, i to jeszcze dwa razy większymi ode mnie. 
Może jak im oddam całą kasę i.....kogo ty oszukujesz Nikki? Im nie chodzi o pieniądze.
Jeden z nich zbliżył się do mnie, a ja skuliłam się i chciałam sięgnąć po mój plecak, gdzie miałam komórkę i kluczę, ale jego towarzysze już dawno go przeszukiwali.
Mocno zamknęłam oczy i.....



Okej, na dzisiaj to tyle. Pierwszy zawsze najgorszy, więc będzie lepiej (chyba xD).
No ale mimo to mam nadzieje, że przynajmniej ktoś to przeczyta ;D
pozdr.


Nuśka~                            



2 komentarze: