wtorek, 31 lipca 2012

Nuśka: 2 cz. opowiadania

Siemka!


Tak na początek, co do wczorajszego postu Tali....OJ OGLĄDA SIĘ PŁYWANIE OGLĄDA! ;P
A tak serio, to ja też jakoś szczególnie się nie palę do oglądania olimpiady, ale od czasu do czasu zerknę, szczególnie na siatkówkę....to chyba jedyny sport jaki mnie interesuje na olimpiadzie.

No, a wracając do tematu, oto drugi rozdział, część, jak to tam chcecie nazwać. Trochę długi, ale wiecie, to natchnienie pisarza (tak, skromność to podstawa xD). Męczyłam się z tym około 5 godzin, z przerwami, więc nie krzyczcie za bardzo, bo starałam się. No to miłego czytania ;)



Mocno zacisnęłam oczy i skuliłam się.
Spodziewałam się, że zaraz któryś z moich oprawców będzie chciał mi coś zrobić, ale nic takiego się nie stało.
Po chwili jednak usłyszałam odgłosy bójki i kilka jęków oraz przekleństw. Wtedy naprawdę nie wiedziałam co się działo; byłam zbyt przestraszona żeby jasno myśleć. Chyba czekałam na jakiś cud. Zbawienie.
I w pewnym sensie dostałam to co chciałam.
Głośne kroki na żwirze. Ktoś oddalał się w pośpiechu. 
Odetchnęłam głęboko, zastanawiając się co zrobić i powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to twarz Cato. Za nim stało jeszcze dwóch chłopaków i przyglądało mi się. Przed jednym z nich leżał jeden z tych, którzy mnie napadli. Jego twarz była zakrwawiona, a kominiarka potargana.
Poczułam wstyd. Może dlatego, że czułam się bezbronna, odkryta i nic nie mogłam z tym zrobić. Lub po prostu uświadomiłam sobie jaka byłam głupia.
-Idiotko, co robiłaś tu tak późno?! Skarcił mnie Cato, a jego twarz nagle zmieniła wyraz. Był wściekły. Na mnie. Akurat o tym wiedziałam doskonale, bo ja też byłam na siebie zła. Nie odpowiedziałam. Patrzyłam mu w oczy, ale nie miałam pojęcia co mam odpowiedzieć. Podziękować, przeprosić....?
-Gdybyśmy akurat tędy nie przechodzili, zdajesz sobie sprawę...? Kontynuował, a ja brutalnie mu przerwałam. Nie chciałam tego słuchać.
-Wiem. Mruknęłam szorstko, po czym wstałam, pozbierałam większość moich rzeczy i zarzuciłam sobie mój plecak na plecy.
Ruszyłam przed siebie i wiedziałam, że Cato za mną idzie. Rzucił do chłopaków, że mogą iść do domu, i on się wszystkim zajmie. Prawdę mówiąc, to była ostatnia rzecz jaka była mi wtedy potrzebna. Z drugiej strony nie miałam innego wyboru. Było już grubo po północy, i gdyby ze mną nie poszedł, mogłoby się to skończyć jeszcze gorzej.
Kiedy wyszliśmy z cmentarza, obejrzałam się za siebie. Był taki jak zwykle. Cichy i pusty, jakby to co się przed chwilą stało, nigdy nie miało miejsca. Koledzy Cato też gdzieś wyparowali.
Przeniosłam wzrok na mojego wybawcę. Jego twarz już się uspokoiła i wróciła do normy...o ile można nazwać normą ten morderczy wzrok i poważną twarz.
-zimno ci? Spytał mnie.
Oczywiście. Było mi cholernie zimno, ale została mi jeszcze resztka godności, która mówiła mi, że mam mu odmówić, choćbym zamarzła na śmierć.
-Nie. Nie chcę twojej kurtki.
Prychnął głośno.
-Myślisz, że dałbym ci moją kurtkę? Wyraźnie go rozbawiłam.
Spojrzałam na niego zmieszana.
-Tylko ja ją noszę. Zapamiętaj to sobie. Spytałem, bo widziałem, że masz w plecaku koc.
Wtedy już naprawdę marzyłam by zapaść się pod ziemię.
No tak...przecież to Cato...mogłam się tego domyślić.
-chyba naprawę jest dla ciebie ważna. Powiedziałam w końcu, próbując zmienić temat, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że nie robię tego prawidłowo.
-Kto?
-Twoja kurtka.Wskazałam na nią brodą.
Spojrzał w dół.
-Po prostu nie lubię jak ktoś inny ją nosi. To mnie irytuje.
Kiwnęłam głową. Znałam to uczucie. Ja też nie lubię kiedy ktoś wchodzi i robi coś w mojej pracowni. Ale to przecież tylko kurtka...
-A tak w ogóle, co robiłaś tam tak późno? Zapytał po kilkunastosekundowej ciszy.
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o zmianę tematu.
- Za każdym razem w rocznicę ich śmierci spędzam tam noc, żeby z nimi trochę pobyć. 
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-No co? Broniłam się.-Tak już mam.
-Nie chodź tam więcej o tej godzinie. Już nie będę mógł cię uratować, jasne? Dzisiaj miałaś szczęście.
-To coś nowego. Mruknęłam.
Doszliśmy pod mój dom. Już miałam się oddalić, ale znowu się odezwał.
-Nie obudź Josha. Nie mam zamiaru mu się tłumaczyć.
-wejdę od strony mojej....to znaczy piwnicy więc nic nie będzie słyszał.
Kiwnął głową i chciał odejść, ale tym razem to ja go zatrzymałam.
-Hej, Cato...?
-Hm? Mruknął, odwracając się z powrotem w moją stronę.
-Dzięki. Szepnęłam.
Spojrzał na mnie i skrzywił się.
-co mówiłaś? Nie dosłyszałem. Jesteś za cicho.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, a on znowu uśmiechnął się w ten dziwny sposób, nosząc tylko jeden kącik ust, co dawało przerażający efekt końcowy.
Powoli skierowałam się na tyły domu. Po drodze niemal zabiłam się o krawężnik, mokrą trawę i nierówny chodnik, ale i tak zdziwiłam się, że nadal stoję. Usłyszałam za sobą cichy śmiech, ale nie odwracałam się, ni chcąc narażać się jeszcze bardziej.
Otworzyłam drzwi mojej pracowni i cicho weszłam do środka.
Wreszcie byłam sama. Ściągnęłam buty, wyciągnęłam koc z plecaka i położyłam się na sofie. Jednak po chwili zorientowałam się, że nie zgasiłam światła (tylko mi mogła się to przytrafić), i gdy wracałam, mimo że znałam to pomieszczenie lepiej niż jakiekolwiek inne, zahaczyłam łokciem o jedną z filiżanek stojących na stole, a ta rozbiła się z hukiem na betonowej podłodze.
Zamknęłam mocno oczy jakby to miało pomóc, i modliłam się, żeby Josh nic nie usłyszał.
Chyba ktoś mnie wysłuchał (po raz kolejny tamtego dnia), bo nie wydawało mi się, żeby Josh wstał.
Odetchnęłam z ulgą i położyłam się spać.

* * *
Pamiętam, że to była ogromna, kolorowa i pachnąca polana.
Miałam na sobie białą sukienkę. Moje włosy były rozpuszczone, a stopy bose.
Zerwałam kilka polnych kwiatów i tańczyłam. Czułam się tak lekko, jak piórko. Najlepsze było to, że o niczym nie myślałam. Po prostu byłam szczęśliwa. Śpiew ptaków, delikatne powiewy wiatru co jakiś czas. Tak, jak to pokazują w bajkach.
A później wszystko się popsuło.
Zrobiło się zimno, a bezchmurne niebo zamieniło się w wielką, czarną plamę. Znikąd pojawiła się jedna stara latarnia, która lekko oświetlała  wszystko dookoła mnie.
Kwiaty w moich rękach zgniły w ułamku sekundy, więc je upuściłam. Kiedy spojrzałam na niegdyś zieloną trawę usianą przeróżnymi roślinami, zobaczyłam tylko gołą ziemię.
Otaczały mnie nagrobki, a moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniących dzwonów kościelnych, który przy okazji strasznie mnie oszołomił.
Wtedy zobaczyłam że ziemia się rusza, a z pod niej wychodzą zmarli ludzie. Zombie. Otoczyli mnie tak, że nie miałam dokąd uciec. Skuliłam się w miejscu i czekałam. Nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Skórzana kurtka, ciężkie buty. Ten zapach. Od razu wiedziałam, że to Cato.
Uśmiechnęłam się. Czułam się bezpieczna, kiedy byłam blisko niego.
I wtedy ujrzałam jego twarz. Coś było nie tak. Jego skóra była blada, a ubrania potargane. Był cały w ziemi, a jego niebieskie oczy straciły swój blask. Tym razem to on się do mnie uśmiechnął, ukazując czarne zęby. Chciałam się wyrwać, ale on wciąż się uśmiechając, chwycił mnie mocniej i powiedział:
-Nie bój się. Ochronię cię.

* * *

Obudziłam się, przy okazji siadając. Byłam cała sztywna, i wszystko mnie bolało. To pewnie przez tą sofę. Nie była najlepszym miejscem do spania, to wiedziałam na pewno.
Wtedy przypomniał mi się mój sen.
Chyba naprawdę mi odwaliło.
Po chwili jednak już się uspokoiłam. Często miewałam takie dziwny sny ni stąd ni zowąd.
Wczoraj byłam na cmentarzu i Cato mnie uratował. To dlatego.
Rozmasowałam sobie kark, na tyle na ile mogłam i spojrzałam na zegarek.
9:30. Jeśli się nie pospieszę nie zdążę do pracy.
Poprzedniego dnia wzięłam sobie wolne, więc zgodziłam się pracować od rana, mimo że normalnie poszłabym tam dopiero po południu.
Cicho weszłam na górę. Mój brat jeszcze spał, więc spokojnie wzięłam prysznic i przebrałam się w ciuchy robocze, czyli w białe polo z logiem i czarne spodnie. Włosy zostawiłam tak jak były, tylko użyłam opaski, żeby mi nie przeszkadzały. Kiedy poszłam do kuchni, Josh jadł suche płatki, ubrany w same bokserki, z rozczochranymi włosami i odciskiem poduszki na policzku.
-Dzień dobry siostrzyczko. Czujemy się dzisiaj lepiej? Jak się spało? Spytał słodkim głosem.
Spojrzałam na niego, krzywiąc się.
-Po pierwsze, za dużo pytań na raz. Po drugie, nie denerwuj mnie. A po trzecie, to była najgorsza noc w moim życiu. Zadowolony? Zapytałam uśmiechając się sztucznie, tak jak on.
Po chwili jego twarz spoważniała.
-Byłaś wczoraj u nich?
Kiwnęłam głową, biorąc od niego kilka płatków.
-U nich nic nowego. Powiedziałam im, że musi im być wstyd za takiego syna.
Spojrzał na mnie z pogardą, ale uśmiechnął się.
-Jestem pożądnym facetem. A co oni na to?
-No wiesz. Byli w szoku, więc raczej cicho.
Tym razem też się uśmiechnął się, ale smutno.
-Zazdroszczę ci. Możesz tak po prostu do nich pójść. Ja nie mam tylu sił. Nie byłem tam od ich pogrzebu.
Podeszłam bliżej, nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć.
-Boje się Nikki. Tak cholernie się boję. Na dodatek mam wyrzuty sumienia, że chodzisz tam sama.
A ja....nie wiem co mam z tym zrobić.
-Nie potrzebnie się przejmujesz. Mi też zajęło trochę czasu zanim zebrałam się na odwagę. A ty musiałeś zająć się wtedy wszystkim. Spadła na ciebie duża część obowiązków.
Nie zdążył odpowiedzieć.
-Ohh proszę cię. Nie użalaj się tak nad sobą. Brzmisz jak mała dziewczynka. Powiedział Cato.
Spiorunowałam go wzrokiem. Nawet nie miał pojęcia, jak Josh to wszystko przeżył, a mimo to nie mógł tego okazać, bo stał się głową rodziny. I co on sobie w ogóle wyobrażał?
Spojrzałam na brata, ale on już zmienił swój wyraz twarzy. Był spokojny....znudzony.
-co on tu robi tak wcześnie? Zapytałam bardziej sama siebie, ale usłyszałam odpowiedź.
-pewnie mu się nudziło.
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na zegarek.
-no i już jestem spóźniona. Mruknęłam i potruchtałam, w stronę drzwi (chcąc czy nie chcąc) mijając Cato.
Założyłam szybko trampki i już miałam wychodzić, ale mój brat poprosił go  żeby mnie odwiózł.
-nie trzeba. Poradzę sobie. Odmówiłam od razu.
Nie wiem jakim cudem, po kilku minutach siedziałam na jego motorze z miną męczennicy. Jeszcze raz przeklnęłam w duchu Josha i założyłam kask.
-Tylko trzymaj się, bo jak spadniesz to wszystko będzie na mnie. Przypomniał mi zanim ruszyliśmy.
Nie jestem głupia.
Dojechaliśmy dość szybko, ale to może dlatego że Cato jechał jakby go śmierć goniła. No ale przynajmniej nie musiałam go dotykać tak długo, i dzięki Bogu za to.
Kalecznie zeszłam, przy okazji robiąc sobie siniaka na prawej nodze i rzuciłam w Cato kaskiem.
-ty zawsze masz taką ciemną aurę, czy tylko mnie nią zaszczycasz? Zapytał szyderczo się uśmiechając. Można się było tego spodziewać.
-Naprawdę dzisiaj przegiąłeś, kiedy Josh gadał o naszych rodzicach. Co ty wiesz, żeby o tym mówić? Ile znasz mojego brata? Nie wypowiadaj się w sprawach o których nie masz pojęcia....Jesteś nieczułym dupkiem. Podniosłam głos, a krew się we mnie gotowała.
Zdawało mi się, że mówi coś w stylu ''nawet nie wiesz jak'', ale już go nie słuchałam.Odwróciłam się i ruszyłam w stronę kawiarni.
W coffee@library jak zwykle w niedziele było trochę tłoczno, nawet na tak wczesną godzinę. Lubiłam tam przebywać nawet kiedy miałam wolne. Była tam cała ściana wypełniona pułkami z książkami, więc można było coś poczytać. Oczywiście znalazło się tam też kilka osób z laptopami, ale koncepcja książek sprawdzała się świetnie.
Lucy, moja najlepsza przyjaciółka chodziła już między stolikami, obsługując klientów. Była niską blondynką z okrągłą buzią, dużymi, zielonymi oczami i słodkim uśmiechem, dzięki czemu miała ogromne powodzenie u chłopaków i zawsze pod koniec zmiany wyciągała kilka numerów z kieszeni swojego fartuszka.
Mi też zdarzało się to kilka razy, ale zawsze grzecznie odmawiałam. Lucy nie miała serca żeby to zrobić, ale moim zdaniem to nawet gorzej, bo biedni faceci robili sobie nadzieje.
W ostatnie walentynki przyszedł mały chłopiec, i zaoferował jej duże pudełko ciasteczek, w zamian za randkę. Przyjęła pudełko z uśmiechem i kilka dni później poszli na lody. Niestety małemu nie spodobała się ta ''randka'' i rzucił biedną Lucy, mówiąc jej że mogą zostać tylko przyjaciółmi.

Kiedy mnie zobaczyła pomachała mi, a ja uśmiechnęłam się i odmachałam.
Elliot, mój dobry kumpel, a za razem syn szefowej stał za kasą i robił sudoku.To właśnie dzięki niemu dostałyśmy z Lucy pracę tutaj. To znaczy, nie dostałyśmy pracy, a okres próbny. Nawet z moją niezdarnością/pechem życiowym sobie poradziłam, więc nie jest źle.
-Wpisz tutaj trójkę. Pomogłam mu, wskazując jeden z kwadracików.
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Pracujesz dzisiaj od rana?
Wzruszyłam ramionami.
-Co poradzę. Ciężko było wstać z łóżka, ale o to jestem.
Rzucił we mnie fartuszkiem.
-no to skoro już tu jesteś...to możesz trochę popracować.
-a może wezmę przykład z ciebie? Powiedziałam kiwając głową w stronę sudoku.
-Ja jestem tutaj tylko na chwilę, bo Simon powiedział że nie zdąży przed południem.
-Nikki Nikki Nikki! Podbiegła do nas rozpromieniona Lucy. Znałam ten wyraz twarzy tak dobrze, że marzyłam o tym, by jednak mieć popołudniową zmianę.
-co to był za przystojniak, który właśnie cię odwiózł? Gadaj!
Elliot spojrzał na mnie. Ten wzrok też znałam.
Obydwoje próbowali coś rozgryźć i nie za bardzo się z tym kryli.
Spojrzałam na nich z niedowierzaniem.
-To TYLKO kolega mojego brata, którego przy okazji nie lubię, a odwiózł mnie bo bym się spóźniła.
Elliot odchrząknął i zapytał Lucy.
-Jak myślisz, to tylko kolega?
-nie obchodzi mnie to, ale koleś ma motor! I jest niebiański! Jak nic za wygląd dałabym mu szóstkę z plusem. Ale Nikki ma szczęście,że ma brata...na jej miejscu już bym się z nim umówiła...
Rozmarzyła się, jak zwykle zresztą.
-Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że ja nadal tutaj jestem. Wtrąciłam się.-i zajmijcie się swoimi związkami.
-z mojego już raczej nic nie zostało. Vicky stwierdziła, że jestem dla niej za dobry....cokolwiek to znaczy.
Lucy otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła, najwyraźniej nie wiedząc jak dobrać słowa.
-to znaczy, że ma wyrzuty sumienia, albo chce się ciebie pozbyć. Oznajmiłam mu.
-Auć. Jesteś dzisiaj jakaś nie delikatna. Powiedział Elliot udając urażonego.
-Ktoś musi wyznać ci tę okrutną prawdę. Mruknęłam.
Zawiązałam swój czarny fartuszek wokół talii, nakleiłam uśmiech na twarz i poszłam zbierać zamówienia i sprzątać stoliki. Po chwili dołączyła do mnie Lucy, ale nie odzywała się do mnie, co było do niej nie podobne.
Ciemna aura hm?
Miałam poczucie winy, ale to nawet dobrze, że się do mnie nie odzywała. Nie byłam w nastroju do pogaduszek, tym bardziej o Cato, bo założę się, że właśnie to byłoby głównym tematem.
Tak zleciał cały dzień. Pod koniec musiałam przeprosić Lucy, bo wyglądała jak smutny szczeniaczek, a ja nie mogłam tego znieść. Nie mówiła nic o Cato, bo już wyczuła że to dla mnie drażliwy temat.
W każdym razie, do domu wróciłam o piątej. Obiad już na mnie czekał. Spaghetti Josha było chyba jedyną rzeczą, która potrafiła poprawić mi humor. Niestety nie na długo.
-co jest z tobą i Cato? Wydawało się, jakby ci coś zrobił. Zapytał mnie wpatrując się we mnie i próbując zgadnąć o co chodzi, tak jak Lucy i Elliot wcześniej.
-nie słyszałeś tego co powiedział dzisiaj rano? Naprawdę mnie zdenerwował. Nie powinien się wtrącać.
Pokręcił głową wzdychając.
-Po śmierci rodziców to Cato mi pomógł.
-co? a-ale....jak....? Zdziwiłam się. To przecież nie mógł być on...
-Pamiętasz jak kiedyś zniknąłem na cały dzień? Wtedy to Cato był ze mną. Postawił mnie na nogi zniewalająco szybko. Sam nie wiem jak to zrobił. Niedługo po tym wyjechał do Włoch, i wrócił dwa tygodnie temu. Dlatego nigdy go nie poznałaś, bo byliśmy wtedy w gimnazjum. Z resztą, nawet gdybyś go pamiętała, to trochę się zmienił od tamtego czasu.
Mogę się przyznać z ręką na sercu, że zatkało mnie.
-ale jesteś pewien, że mówimy o tej samej osobie?Zapytałam.
Kiwnął głową, a ja swoją spuściłam. Przygryzłam wargę jak zawsze, kiedy czułam się zakłopotana.
-Nie przejmuj się, pewnie nie weźmie sobie tego do serca. To dobry koleś, mimo że nie widać tego na pierwszy rzut oka. Powiedział, poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.
Dokończyłam swoje spaghetti, które nie smakowało już tak dobrze, i niczym zombie poszłam do swojego pokoju.
Jesteś nieczułym dupkiem.
To zdanie wryło mi się w psychikę. To ja byłam idiotką....Uświadamiałam to sobie zbyt wiele razy w ciągu tych kilku dni, i to przez większość czasu z jego winy.

* * *

Następny dzień był jeszcze gorszy. Los chyba naprawdę musiał mnie nienawidzić.
Od rana słyszałam tylko przyciszone głosy dziewczyn w szkole.
 Na początku nie kojarzyłam, ale później poskładałam wszystko do kupy.
Nowy uczeń. Przyjazd z zagranicy, motor, i uroda. Jak nic Cato.
Nie zgadzało mi się jednak to, że był w moim wieku. Myślałam, że jest starszy, bo przecież mówili, że robią z Joshem projekt na historię sztuki, a skoro jest w moim roku i dopiero się przeniósł...
Lucy od rana wyglądała jakby dusiła w sobie jakieś BARDZO intensywne emocje, ale jakoś się wstrzymała.
Jakże moja rozpacz pogłębiła się, kiedy wszedł do mojej klasy z angielskiego na drugiej lekcji. Natychmiast zasłoniłam się książką i modliłam się, żeby mnie nie zauważył, ale gdy tylko wszedł, wypowiedział moje imię, uśmiechnął się w ten przerażający sposób i usiadł koło mnie. Zwrócił na siebie uwagę całej klasy, co było do przewidzenia.
Błagałam tylko żeby Lucy się pospieszyła, bo akurat miałam z nią tą lekcję, a jeśli chodzi o miejsce, to potrafiła bić się jak lew.
W końcu kiedy raczyła się zjawić, zobaczyła kto siedzi koło mnie, więc powiedziała bezgłośne ''powodzenia'' z uśmiechem na twarzy i usiadła gdzie indziej.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak ona mogła mi to zrobić?
Wysłałam jej sms-a:
Już nie żyjesz.
A ona odpowiedziała krótkim:
Zdobądź jego numer! ^^
Powoli, zwróciłam się w jego stronę, i powiedziałam z zaciśniętymi zębami:
-przez ciebie cała klasa mnie znienawidzi.
Oczywiście miałam na myśli to, że dziewczyny już w myślach pisały do niego wiersze miłosne, a on je wszystkie olał i usiadł ze mną. Był tego w pełni świadomy.
-usiadłem z tobą tylko dlatego, żeby zostawiły mnie w spokoju.
Wskazał na kilka dziewczyn przed nami.
Oczywiście, że tak.
-domyśliłam się, co nie znaczy, że ja się z tym zgadzam. Mruknęłam.
-już za późno. Nauczyciel przyszedł.
Spojrzałam przed siebie, i rzeczywiście profesor Robbins pisał już coś na tablicy.
Całą lekcję przemilczeliśmy, ale co chwilę ktoś się na nas patrzył, co było naprawdę denerwujące.
Cato nawet nie słuchał nauczyciela, tylko bazgrał coś w książce.
Lucy wyglądała na zadowoloną, a ja cierpiałam.
Kiedy lekcja się skończyła, wyszedł w pośpiechu bez słowa.
Moja przyjaciółka przyszła do mnie w podskokach, a ja nie widziałam co gorsze, ona czy Cato.
-Lucy, naprawdę, daj mi spokój.
Jęknęła.
-No ale dlaczego?
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Miałam dwa wyjścia. Ciągnąć to dalej, jednocześnie skazując się na jej błagania, albo powiedzieć jej. Wybrałam drugą opcje i opowiedziałam jej wszystko w drodze na hiszpański.
-woow....czyli uratował cię? To takie romantyczne.
-dziewczyno, czy ty kiedykolwiek zejdziesz na ziemię? On jest zły i tyle.
-jak możesz tak mówić, po tym wszystkim? Zapytała jakbym ją uraziła.-poza tym, jesteś mu winna przeprosiny. Wiesz o tym, prawda?
-pamiętam doskonale. Nie musisz mi przypominać.
-ciekawe jakie jeszcze macie razem lekcje? Zapytała rozmarzona.

Na szczęście okazało się, że tylko jedną, a mianowicie w-f. Chyba nie trudno się domyślić, że to nie jest mój najmocniejszy przedmiot. Przed każdą lekcją musiałam się upewnić, czy moje sznurówki znajdują się w środku moich butów, i nie ma niczego o co mogłabym się potknąć. Kiedyś nawet myślałam o butach na rzepy, ale nawet ja, bym takowych nie założyła.
Graliśmy w koszykówkę, więc byłam wybawiona (po raz kolejny), bo mogłam tylko trochę pobiegać w tę i z powrotem, udając że na prawdę gram. Lucy raczej nie podzielała mojego zdania, bo mimo, że najniższa, była zwinna i jedna z najlepszych w klasie.
No i wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że mniej więcej w połowie lekcji, jedna z moich ''koleżanek'' jakimś cudem ''przez przypadek'' rzuciła mi piłkę prosto w twarz. Chyba wiadomo jak to się skończyło. Ich rechotem i  moim krwotokiem nosa.  Wołać ''Gray, łap!'' i rzucać we mnie piłką, było najgorsze co można było zrobić. I one dobrze o tym wiedziały.
Lucy natychmiast do mnie podbiegła i uciszyła wszystkich wzrokiem zabójczyni.
-Żyjesz?
-Nie Lucy, umarłam. Powiedz Joshowi żeby zaopiekował się moim chomikiem.
Powiedziałam sarkastycznie.
-bardzo śmieszne. Pytałam z troski. I wiem, że nie masz chomika.
Cała klasa nas otoczyła i przyglądała się, jak z ręką pod nosem już całą we krwi rozmawiam z Lucy. Chyba na prawdę brakowało im rozrywek.
-Idę do łazienki. Oznajmiłam.-Czuję się jak małpa w cyrku.
Usłyszałam ciche prychnięcie, które starałam się zignorować. Znowu.
Czy nie mógł udawać że mnie nie zna? To ułatwiłoby sprawę. I to bardzo.
-dobra! wracać do gry! Krzyknęła moja przyjaciółka, która prowadziła tą lekcję z komendy nauczyciela, a ja poczłapałam do toalety.
Umyłam nos zimną wodą, ale nie przestawał krwawić.
-Musisz przechylić do tyłu.
-Możesz wyjść z damskiej toalety?
Zapytałam go najgrzeczniejszym tonem na jaki umiałam się zdobyć.
-Chciałem tylko pomóc. Powiedział mrużąc oczy.
-nie umieram. poradzę sobie sama.
-na cmentarzu nie byłaś taka harda.
No i oto, trafiłeś w mój czuły punkt. Gratuluję. Jakbym już nie czuła się do dupy.
I znowu ten jego chory uśmiech.
-Co to w ogóle znaczy?
-a jak myślisz?
-nie wiem. Ale chciałam cię przeprosić. Odezwałam się po chwili.
-To coś nowego. A za co dokładnie? Za nieczułego dupka, czy za to że rzuciłaś we mnie kaskiem? A może za oba?
Boże, powiedz mi. Jak ja mam być miła?!
Potrząsnęłam głową, odpychając od siebie wszystkie przekleństwa jakie miałam na języku.
-w każdym razie......p....rzepraszam. Josh wszystko mi powiedział.
-Jesteś dla mnie niczym rodzina. Jakże mógłbym ci nie wybaczyć? Powiedział z wyraźnym sarkazmem, takim samym, którego użyłam wcześniej z Lucy.
Wyszłam z toalety, nadaj zatykając nos chusteczkami, z głową przechyloną do tyłu. Cato szedł tuż za mną.
Znowu czułam na sobie wzrok całej klasy.
-Uważaj, słupek. Powiedział, i pociągnął mnie za tył koszulki tak, że na niego wpadłam. Miał twardy tors. Wtedy tylko to pomyślałam, ale kiedy się już zorientowałam o co chodzi, wyrwałam mu się i szybko odeszłam.
Za niedługo zacznę dostawać listy z pogróżkami.




* * *


W każdym razie, dobry był. W ciągu zaledwie jednego dnia, odrzucił cztery dziewczyny, tym samym doprowadzając je do płaczu, co było chyba rekordem. Nie rozumiałam tego. Jak można było lecieć na takiego kolesia? Wyglądał jakby miał pozabijać wszystkich w okół, nosił praktycznie same czarne ciuchy, i miał odrobinę za dużo żelu na włosach. Mimo to, że wyglądał jak wyglądał, był chamski i traktował innych jak karaluchy, cały czas chodził za nim sznur dziewczyn wzdychających i piszczących za każdym razem kiedy coś mówił albo robił. Jego kolegom najwyraźniej się to podobało, bo podrywali którąś przy każdej okazji, ale Cato kompletnie je olewał.
Skąd to wiem? Nie, nie obserwowałam go. Ale Lucy owszem. Z resztą jak cała reszta szkoły, więc mimowolnie słyszałam te wszystkie informacje.
Ja też miałam ciężki dzień. Już na lunchu nie mogłam unikać wzroku dziewczyn, a po szkole, i tym feralnym w-fie było jeszcze gorzej. Wierzcie lub nie, ale dostałam kilka sms-ów takich jak:
Dlaczego nie możesz zostawić go w spokoju?


Nie zasługujesz na kogoś takiego jak on.
albo coś w tym stylu.
 Czyż nie zrobiłam wszystkiego, by wyraźnie zaznaczyć, że nie mam z nim NIC wspólnego?




No, to by było na tyle. Następny postaram się dodać pod koniec tygodnia, ale nic nie obiecuję ;)

                                                                         Pozdr. ~Nuśka

poniedziałek, 30 lipca 2012

Tala: OMG!OMG!OMG! :D

Siemanko :D

Tak na wstępie, Nuśka kończy już drugą część opowiadania !  Podejrzewam , że jutro bądź pojutrze je doda : ) 

Nuśka kazała mi dodać posta, więc proszę Cię bardzo, dodaje posta pomijając fakt, że nie mam weny.
No cóż.. Bywa :3  Ogólnie jest bardzo okej. W czwartek wyjeżdżam na wakacje do Polski, więc rzadko będę dodawać posty. A jeśli już dodam cokolwiek, to na pewno będzie więcej zdjęć, niż samego czytania. Musze jeszcze jutro jechać do Spaldingu z ciocią, bo musimy pozałatwiać parę spraw gdzieś tam i jeszcze sprawdzić czy wszystko spakowała.
Zapowiadają się ciekawe sesje, także bardzo się ciesze.
Będzie również  parę wyjazdów, spotkań z bardzo fajnymi osobami,  także mam nadzieję, że te wakacje będą udane w 100%. : )

Zdjęć dzisiaj nie dodam , gdyż iż ponieważ ich nie mam :c 

Ostatnio ludzie popadli w jakiś szał, a wszystko za sprawą Igrzysk Olimpijskich. Troche mie to śmieszy, bo ludzie, którzy na ogół nie interesują się sportem, zaczęli być wiernymi fanami np siatkówki czy chociażby tenisa. Tak samo było podczas EURO 2012. Nagle wszyscy stali się wiernymi fanami piłki nożnej, tym bardziej Polskiej piłki nożnej. Przyznam szczerze, że nie jestem fanką footballu, ale z miłą chęcią oglądałam wszystkie mecze, ale nie robiłam wielkiego halo, kiedy Polska reprezentacja nie wyszła z grupy. W sumie byłam dumna, że chociaż tyle osiągnęli, patrząc na ich  poprzednie wyniki w tym sporcie. 
Teraz, kiedy Agnieszce Radwańskiej nie udało się wygrać Julią Goerges, Polacy są zawiedzeni, bo mieli większe oczekiwania co do naszej tenisistki. Ja mimo wszystko jej gratuluje, chociażby tego, że miała szanse zawalczyć o ten medal. Co do reszty, jasne, trzymam kciuki za resztę naszych reprezentantów, ale jakoś nie szczególnie ciągnie mnie do oglądania tych zawodów. Jak już je oglądam to wtedy, kiedy spodoba mi się dana konkurencja sportowa, np pływanie (Nuśka te klaty <3 :D haha) czy judo. Nie pytajcie mnie jakie są wyniki, bo i tak ich nie pamiętam i nie hejtujcie mnie za to, po prostu nie jestem wierną fanką sportu. WF-u unikam, a jedynym sportem, którym się interesuje jest żużel. Także no . : )   
Idę ogarnąć fejsa i na skypa do chłopaków, bo coś ode mnie znowu chcą ..  No trudno : )  

Tumblr_lrfpd4whe41qc4uvwo1_r1_400_large

Miłego : ) <3
Tala ~ 





czwartek, 26 lipca 2012

Nuśka: Opowiadanie cz. 1

Hej wszystkim!

No więc, w końcu coś piszę, bo Tala już wczoraj prawiła mi kazanie przez 3 godziny, że mam coś napisać, a ja wolę się jej nie narażać, bo potrafi być naprawdę groźna *o*.
Nie jestem pewna, czy pisanie tutaj opowiadania to dobry pomysł, bo ten blog naprawdę będzie o wszystkim, a chyba nie o to chodzi. Mimo to, spróbuje napisać kilka rozdziałów i zobaczymy co z tego wyjdzie. No więc.....Miłego czytania (tak myślę xD)!!


Cz. 1

Wszystko zaczęło się pewnego październikowego wieczora. Wracałam z pracy w  małej kawiarni na rogu, niedaleko mojego domu. Byłam wtedy strasznie wkurzona, mokra, a na mojej koszulce widniały dwie ogromne plamy. Jedna z kawy, druga z soku porzeczkowego, więc do niczego się nie nadawała.
Deszcz padał już od kilku dobrych godzin, i chyba nie zamierzał  przestać jeszcze przez jakiś czas. Oczywiście, nie wzięłam ze sobą parasola, bo kiedy wychodziłam z domu świeciło słońce, ale przecież w Luizjanie można spodziewać się wszystkiego. Moje trampki zmieniły kolor z czarnych na brązowe, i mlaskały głośno przy każdym kroku, a włosy były w opłakanym stanie. 
Wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Stał oparty o swój czarny motor, w skórzanej kurtce, wytartych jeansach i ciężkich butach. Ciemne włosy okalały jego twarz, a brązowe oczy, które mogłam ujrzeć mimo takiej pogody, świdrowały mnie wzrokiem tak, że poczułam ciarki na plecach. 
Wzięłam głęboki oddech, i starałam się oglądać jak najpewniej (na ile to było możliwe w takim stanie) więc podniosłam głowę do góry i dumnie ruszyłam w jego stronę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nagle nadepnęłam na swoją sznurówkę, i wylądowałam tuż przed nim z wielkim hukiem.
Chłopak parsknął śmiechem i nawet mi nie pomógł, więc sama jakoś się podniosłam i spojrzałam na siebie z niedowierzaniem. Od zawsze wiedziałam, że mam większego pecha niż inni , albo po prostu jestem niezdarna, ale to już była przesada jak na jeden dzień.
Po chwili przeniosłam wzrok na niego. Nadal uśmiechał się z pogardą, a jego oczy były przymrużone, i wyglądał jak jakiś morderca psychopata z filmów.
Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie widziałam, a robiło się już ciemno, więc nawet gdyby chciał mi coś zrobić to nie miałabym nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Zaczęłam sobie przypominać lekcje samoobrony, które miałam kiedyś w szkole, i powoli sięgnęłam do kieszeni, a moje pięść zacisnęła się na kluczach. 
-czego chcesz? Spytałam go ostrym tonem.
-czekam na twojego brata. Powiedział powoli, jakby nie był pewny czy jestem na tyle rozwinięta żeby go zrozumieć.
Szczęka mi opadła. 
-dlaczego?
-Jezu, dziewczyno, aleś ty upierdliwa. Warknął. -powiedział mi, że mam na niego poczekać i powiedzieć ci żebyś mnie wpuściła, bo on się spóźni.
-huh?
Teraz to chyba naprawdę pomyślał, że jestem niedorozwinięta.
-zadzwoń do niego, jeśli mi nie wierzysz.
Tym razem to ja spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami, ale mogę się założyć, że nie miało to takiego efektu jak wtedy, kiedy on to robił. Nie spuszczając z niego wzroku wyciągnęłam telefon, i przykryłam go bluzą, żeby nie zmókł. 
-Wróciłaś już do domu? Odebrał mnie mój brat bez przywitania.
-tak jakby. Stoi tu jakiś koleś i mówi....
-a tak, Cato. Wpuść go proszę.
-to twój kumpel? Zdziwiłam się.
-tak, robimy razem projekt na historię sztuki. 
Rzuciłam Cato spojrzenie. Przyglądał mi się, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie mogłam sobie wyobrazić go, zajmującego się sztuką.
-Sorry, ale muszę kończyć. Powinienem być w domu za godzinę.
-Jasne. Mruknęłam i rozłączyłam się.
Bez słowa ruszyłam w stronę drzwi, i usłyszałam że ten natręt idzie za mną. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go bez słowa. Od razu rozsiadł się na sofie, jakby był u siebie.
-Mógłbyś chociaż ściągnąć buty? Zapytałam go z wyraźną nienawiścią w głosie.
Podniósł się leniwie, i rzucił buty w przedpokoju, a kurtkę zostawił na komodzie. Zamknęłam oczy i westchnęłam. 
Nikki, uspokój się. To kumpel Josha.
Ja też Ściągnęłam i buty i skarpetki, i przeszłam do łazienki. Cato oglądał telewizję. Przebrałam się w suche dresy i jedną z koszulek Josha, które mu ukradłam. Wysuszyłam włosy, i jakimś cudem je rozczesałam, mimo że chyba połowę z nich wyrwałam próbując, po czym wróciłam do salonu. Miał bluzkę z Metallici. Lubiłam ten zespół, ale postanowiłam się nie odzywać.
-głodny jestem. Masz coś do jedzenia? Rzucił do mnie.
-Dziwie się, że jeszcze sam sobie nie wziąłeś. Powiedziałam cicho.
-co?
-nic. 
Poszłam do kuchni i w ciszy zaczęłam robić obiad. Cato chyba znudziła się telewizja, bo ją wyłączył. Za to włączył wieżę i oparł się o framugę drzwi kuchennych. 
Zaczęłam cicho nucić piosenkę.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co znowu? Warknęłam na niego.
-Słuchasz Iron Maiden?
-Masz z tym jakiś problem? To, że nie ubieram się jak ty, wcale nic nie znaczy.
Zaśmiał się. 
-Coraz bardziej mi się podobasz. 
Nie odpowiedziałam. Naprawdę nie byłam w humorze żeby z nim rozmawiać.
-w każdym razie, pospiesz się. Rzucił i wrócił do salonu. Już więcej ani nie przyszedł, ani się nie odzywał. W końcu przyszedł mój brat, tym samym ratując mi życie.
Kiedy skończyłam robić obiad, już chciałam iść do piwnicy, ale Josh mnie zatrzymał.
-Hej, Nikki co cię ugryzło? 
-Chcesz wiedzieć, co mnie ugryzło?! Nie mam czasu na nic, muszę ciągle pracować, bo inaczej nie starczy nam na czynsz, albo na jedzenie, a na dodatek ty sprowadzasz sobie kolegów kiedy cię nie ma, a ja muszę ich niańczyć! 
Krzyknęłam i zbiegłam po schodach do mojej pracowni. Usiadłam przy moim kole garncarskim, ale czułam, że tego dnia nic nie stworze. 
Zajmowałam się ceramiką już od dłuższego czasu. Kiedy byłam mała, zawsze pomagałam mamie robić różnego typu wazy, wazony, filiżanki, talerze, lub po prostu coś na co miałyśmy ochotę. Wieczorami siadałyśmy przy wielkim kominku i patrzyłyśmy jak palą się nasze dzieła. Zawsze opowiadała mi ciekawe historie, a ja słuchałam jak zaczarowana. Kiedy oboje z tatą zginęli, nie chciałam nawet patrzeć na ''naszą'' pracownie, ale w końcu wzięłam się w garść i znowu niemal każdego dnia zasiadałam za kołem garncarskim. To było coś, czemu oddawałam się z miłą chęcią. Odcinało mnie to od reszty świata, i właśnie to chciałam robić w przyszłości. 
Jednak tamtego dnia, jedyne co robiłam, to siedziałam na ziemi i myślałam. Nad tym co było, co będzie...wszystkim. Śmieszne, jak jeden chłopak mógł zdenerwować mnie aż tak bardzo. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że trochę mu zazdroszczę tego, że jest taki szczery, (mimo że czasem nie jest to do końca na miejscu), że nie boi się być sobą. Może i nie znałam go długo, ale wiedziałam, że właśnie taki  jest. 
Potrząsnęłam głową, chcąc odrzucić od siebie te wszystkie myśli. W szczególności o nim. Nie miałam na to czasu.

* * *

Następnego dnia wzięłam sobie wolne w pracy. Była rocznica śmierci moich rodziców. Już trzecia, a ja nadal nie wierzyłam, że już nigdy ich nie zobaczę. Rano zrobiłam Joshowi obiad i zostawiłam w lodówce razem z notką, żeby sobie odgrzał jak wróci. 
Resztę dnia spędziłam w pracowni, robiąc wazon na kwiaty dla nich. Skończyłam go malować około 18 i w międzyczasie spakowałam się, a potem ruszyłam na cmentarz.
Postawiłam wazon z kwiatami na grobie, zapaliłam dwa znicze i trochę tam posprzątałam. Wiecie, powyrywałam niepotrzebne rośliny, które urosły, pozamiatałam i wyrzuciłam stare znicze. 
Kiedy w końcu mogłam spokojnie usiąść, wyciągnęłam notes i długopis, i zaczęłam pisać list do moich rodziców. 
-ze wszystkich ludzi na świecie, nie sądziłem, że spotkam tu ciebie. Usłyszałam za sobą.
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to, ale i tak to zrobiłam. 
Cato stał za mną, znowu uśmiechając się demonicznie.
Boże, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie karasz?
-co ty, śledzisz mnie? Zapytałam od niechcenia, nie oczekując odpowiedzi.
A szczególnie nie oczekiwałam, że usiądzie koło mnie.
Spojrzał na grób moich rodziców.
-Co się stało?
-Wypadek samochodowy. Tata zginął na miejscu, a mama w szpitalu.
Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale powstrzymałam się od płaczu. Przez ostatnie trzy lata stałam się w tym bardzo dobra. 
-a ty, dlaczego tutaj jesteś?
Rozciągnął się tak, jakby dopiero wstał.
-cisza, spokój. Zero ludzi, którzy coś ode mnie chcą, lub czegoś oczekują. Można pomyśleć. No i ciekawe towarzystwo. Odpowiedział spokojnie, a przy ostatnim zdaniu uśmiechnął się.
Przewróciłam oczami, ale kąciki moich ust też lekko uniosły się ku górze. 
Nagle jego telefon zawibrował głośno. Przeczytał sms-a i natychmiast wstał, a jego twarz stała się ponura.
-muszę iść. powiedział i odszedł szybkim krokiem. Patrzyłam jak zniknął w bramie i usłyszałam silnik motoru.  
Wróciłam do pisania mojego listu, ale nie mogłam się zdecydować o czym napisać.
Na cmentarzu robiło się już coraz ciemniej. Widziałam kilka rodzin, jak odwiedzały swych bliskich i modliły się do nich. Jedna dziewczynka położyła swojego misia na grobie swojego taty, a pewien z mężczyzna płakał przez dobrą godzinę, by później odejść ze spuszczoną głową.
Pomyślałam, że to smutne. Straciłam obojgu rodziców na raz, i wiem jak się czuli. A jednak, kiedy patrzy się na to z boku, to wszystko wydaje się takie szare, a ludzie bezbarwni. 
Po jakimś czasie, cmentarz naprawdę opustoszał. Nie przeszkadzało mi to, w końcu sama tego chciałam.
-no proszę proszę...kogo my tu mamy? 
Spojrzałam w bok, i ujrzałam trzech chłopaków. Patrząc na ich sylwetki i głosy, mieli może 18-19 lat. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że wszyscy mieli na sobie kominiarki.
Zaczęłam zastanawiać się co zrobić. Nie miałam szansy uciec, bo zanim odwinęłabym się z mojego koca, już dawno by mnie złapali. Walczyć też nie mogłam. Z jednym miałabym szanse, ale nie z trzema, i to jeszcze dwa razy większymi ode mnie. 
Może jak im oddam całą kasę i.....kogo ty oszukujesz Nikki? Im nie chodzi o pieniądze.
Jeden z nich zbliżył się do mnie, a ja skuliłam się i chciałam sięgnąć po mój plecak, gdzie miałam komórkę i kluczę, ale jego towarzysze już dawno go przeszukiwali.
Mocno zamknęłam oczy i.....



Okej, na dzisiaj to tyle. Pierwszy zawsze najgorszy, więc będzie lepiej (chyba xD).
No ale mimo to mam nadzieje, że przynajmniej ktoś to przeczyta ;D
pozdr.


Nuśka~                            



wtorek, 24 lipca 2012

Tala: Fotografia moją pasją.

Siemka  : ) 

Jak już wczoraj pisałyśmy z Nuśką, uwielbiam fotografować. Jest to chyba jedyne zajęcie, które wykonuje ze 100%, szczerym uśmiechem na twarzy : ) Sprawia mi to ogromną przyjemność. Żaden pobyt w Polsce nie obchodzi się bez przynajmniej jednej sesji zdjęciowej. Tak samo w Anglii , kiedy jest tylko okazja i znajdzie się jakiś model/modelka bądź obiekt, który przykuje moją uwagę, od razu lecę po aparat i pstrykam zdjęcia. Macie tu kilka zdjęć, z miłą chęcią poczytam komentarze co o nich myślicie, i czy wam się podobają : )  










Mam nadzieję, że sie Wam podobają, licze na opinie w komentarzach : ) 
A tymczasem zostawiam Was z tymi zdjęciami i lecę do rodzinki. 
Cześć. 

 Tala ~ 

poniedziałek, 23 lipca 2012

Hello : )


No więc .. Od czego by tu zacząć?.. 
Jestem Nuśka (po lewej), a ta po prawej to Tala. : ) 
Już kiedyś chciałyśmy założyć razem bloga, ale jakoś nie było okazji.
A dzisiaj, wracając z miasta, postanowiłyśmy wprowadzić nasz pomysł z założeniem Blogspota w życie. : ) 

Nuśka: - No to teraz napiszmy coś o sobie, jakie to my jesteśmy wspaniałe *_* 
Tala: - Tylko nie piszmy całej prawdy, bo ludzie popadną w  depresję  :D  
HAHAHA :D 

Nuśka jest zapalonym widzem Anime oraz różnych Koreańskich/Japońskich/Tajwańskich dram (Tala:- czymkolwiek to jest :D ). Uwielbia Mange, a  ściany w jej pokoju są zapełnione rysunkami jej postaci (niedługo na pewno sie nimi pochwali :D). Poza tym jest wspaniałą osobą, dzięki której jestem w stanie przeżyć w jednej z Brytyjskich szkół. Co nie oznacza, że jest taka cudowna, bo potrafi nieźle zaleźć człowiekowi za skórę... (Nuśka: - Ejj, przecież ja nie mam żadnych wad :D     Tala : - Bitch Please. :D )  No ale i tak ją kocham. : ) 


Za to Tala uwielbia fotografować. Robi zdjęcia w sumie wszystkiemu, co na potka na swej drodze (nawet komarom! xd) i nawet jej to wychodzi : )  i wręcz kocha swój aparat, chyba aż za bardzo ... 
No i chyba nikogo nie zdziwi to, że prowadzi Photobloga (photoblog.pl/jarramsiee), od którego jest "troszeczkę" uzależniona ... No ale cóż .. 
Nie sądze żeby była fanką one direction, ale jak widzi tego blondyna (Nialla bodajże), to zawał serca na miejscu *.*
No i jak mogłam zapomnieć o tym, że kocha spamować mi tablice na fb -.-
Pisała, że jest w stanie przeżyć w szkole dzięki mnie? o.O haha...co za ironia, bo ja się tam do niej jakoś specjalnie nie przyznaje (ale i tak znajdzie mnie zawsze i wszędzie, jak ninja xD). A poza tym, powinna mnie wielbić za to, że chodzę z nią na zakupy, bo wierzcie mi na słowo, to nie jest najłatwiejsza rzecz na świecie ;P 


Tak na koniec chciałyśmy dodac, że blog będzie mniej więcej o wszystkim co nam przyjdzie do naszych jakże cudnych mózgownic. Yhmm Nuśka być może zajmie się jakimś opowiadaniem i Anime/Mangą. A Tala będzie zajmować się fotografowaniem świata i naszych pięknych twarzyczek (czujesz ten sarkam? ;p) oraz graficzną stroną Bloga, pewnie też będzie tu publikować swoje przemyślenia na różne tematy.
Czyli jednym słowem Blog będzie o wszystkim i o niczym, więc mamy nadzieję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. : ) 
Cześć.  

Tala: Peace love and Justin Bieber . 

A Nuśka leży na ziemi i sika ze śmiechu ;O
HAHAHAHHA 
:D